O mnie
Sięgam pamięcią do lat szkoły podstawowej, gdyż wtedy kształtowały się moje zainteresowania, wtedy to spotkałem ludzi, którzy starali się pokazać, iż podchodząc pod górę można się nie tylko zmęczyć, ale czerpać jeszcze z tego przyjemność.
Wychowywałem się w Nawojowej koło Nowego Sącza, naturalną więc sprawą był fakt, iż pierwsze kroki w góry stawiałem w Beskidzie Sądeckim. To za sprawą mojego nauczyciela Geografii, który poświęcał swój wolny czas, poznawałem pomijane przez masowe wycieczki zakątki pasma Jaworzyny Krynickiej i Radziejowej. W tym czasie po raz pierwszy zobaczyłem co to są jaskinie. Beskidzkie ciasne, małe i błotniste wytwory tektonicznej działalności nie zrobiły na mnie wrażenia, ale z pewnością pozostawiły jakiś ślad. W siódmej klasie kiedy to już byliśmy obyci z okolicznymi górami młodymi turystami, nadszedł czas na „góry wysokie”. Do dnia dzisiejszego pamiętam widok z Hali Śmietanowej na Babią Górę. Masyw swoją potęgą zrobił na mnie wtedy ogromne wrażenie. Po tej „wyprawie” chciałem czegoś więcej.
Zapisałem się do PTTK Beskid w Nowym Sączu. Zaczęły się pierwsze wyjazdy w Tatry, początkowo były to zorganizowane wycieczki jednodniowe, później już samodzielne z kolegami. Po kilku latach w miarę regularnej działalności turystycznej w wieku 17 lat zacząłem myśleć o górach bardziej poważnie. Początkowo zainteresowany byłem działalnością powierzchniową. W tym czasie jednak w Nowym Sączu klub wysokogórski nie prowadził regularnego szkolenia, więc przypadkowo i trochę z braku innej możliwości trafiłem w 1996 roku na kurs taternictwa jaskiniowego organizowany przez Sądecki Klub Taternictwa Jaskiniowego.
Po ukończeniu kursu podstawowego przyszedł czas na pierwszy obóz tatrzański i pierwszą jaskinię (Marmurowa). Z akcji tej pamiętam tylko, że zmarzłem, zmokłem, było dużo błota, ciemno i ciasno... Nie podobało mi się wtedy... Bez wątpienia to Ania Antkiewicz swoją postawą i zaangażowaniem przyczyniła się do tego iż jaskinie stały się moją pasją, to Ona nauczyła mnie jak patrzeć na góry, odpowiedzialności za partnera z zespołu, wytrwałości i opanowania. Nie sposób wspominać wszystkich akcji jaskiniowych, najbardziej jednak w pamięci pozostają te, w których zespół eksplorował nowe partie. Zapomniany Meander do Palidera w Ptasiej Studni, krótki odcinek, ale pozwolił odczuć jak smakuje odkrywanie nieznanego... Dokumentacja górnych partii Sali Dantego, oraz nowych korytarzy w partiach sądeckich Ptasiej Studni. Później epizod w Małej w Mułowej.
W pamięci na długo pozostaną również pierwsze akcje do Wysokiej, Bandzioch Kominiarski od górnego otworu, Nad Kotliny i oczywiście Mała w Mułowej.
Złowrogo brzmiący dźwięk śmigłowca w mroźny styczniowy poranek 2004... wtedy to dotarły do mnie szczątkowe informacje że coś dzieje się niedobrego... wszyscy byli gotowi żeby wtedy pomóc, ale jedynie co można było zrobić to czekać... Straciłem wtedy czwórkę przyjaciół... Ania która była niedoścignionym wzorem postawy w górach... Piotrek – współtowarzysz z kursu... oraz Magda i Iwo...
Fascynacja górami pozostała. Zmienił się tylko sposób patrzenia na Tatry już nie tylko jako arena sportowa. Znalazł się czas na spokojne obcowanie z przyrodą. Zauroczyły mnie Tatry Zachodnie, to one są głównym celem moich wędrówek. W góry zacząłem zabierać aparat fotograficzny, z którym aktualnie coraz rzadziej się rozstaje.
W tym miejscu powinienem chyba opisać swoje sukcesy fotograficzne, czy tez osiągnięcia.
Największym sukcesem jest próba pogodzenia swoich pasji z wychowaniem dwóch synów... :)
Wychowywałem się w Nawojowej koło Nowego Sącza, naturalną więc sprawą był fakt, iż pierwsze kroki w góry stawiałem w Beskidzie Sądeckim. To za sprawą mojego nauczyciela Geografii, który poświęcał swój wolny czas, poznawałem pomijane przez masowe wycieczki zakątki pasma Jaworzyny Krynickiej i Radziejowej. W tym czasie po raz pierwszy zobaczyłem co to są jaskinie. Beskidzkie ciasne, małe i błotniste wytwory tektonicznej działalności nie zrobiły na mnie wrażenia, ale z pewnością pozostawiły jakiś ślad. W siódmej klasie kiedy to już byliśmy obyci z okolicznymi górami młodymi turystami, nadszedł czas na „góry wysokie”. Do dnia dzisiejszego pamiętam widok z Hali Śmietanowej na Babią Górę. Masyw swoją potęgą zrobił na mnie wtedy ogromne wrażenie. Po tej „wyprawie” chciałem czegoś więcej.
Zapisałem się do PTTK Beskid w Nowym Sączu. Zaczęły się pierwsze wyjazdy w Tatry, początkowo były to zorganizowane wycieczki jednodniowe, później już samodzielne z kolegami. Po kilku latach w miarę regularnej działalności turystycznej w wieku 17 lat zacząłem myśleć o górach bardziej poważnie. Początkowo zainteresowany byłem działalnością powierzchniową. W tym czasie jednak w Nowym Sączu klub wysokogórski nie prowadził regularnego szkolenia, więc przypadkowo i trochę z braku innej możliwości trafiłem w 1996 roku na kurs taternictwa jaskiniowego organizowany przez Sądecki Klub Taternictwa Jaskiniowego.
Po ukończeniu kursu podstawowego przyszedł czas na pierwszy obóz tatrzański i pierwszą jaskinię (Marmurowa). Z akcji tej pamiętam tylko, że zmarzłem, zmokłem, było dużo błota, ciemno i ciasno... Nie podobało mi się wtedy... Bez wątpienia to Ania Antkiewicz swoją postawą i zaangażowaniem przyczyniła się do tego iż jaskinie stały się moją pasją, to Ona nauczyła mnie jak patrzeć na góry, odpowiedzialności za partnera z zespołu, wytrwałości i opanowania. Nie sposób wspominać wszystkich akcji jaskiniowych, najbardziej jednak w pamięci pozostają te, w których zespół eksplorował nowe partie. Zapomniany Meander do Palidera w Ptasiej Studni, krótki odcinek, ale pozwolił odczuć jak smakuje odkrywanie nieznanego... Dokumentacja górnych partii Sali Dantego, oraz nowych korytarzy w partiach sądeckich Ptasiej Studni. Później epizod w Małej w Mułowej.
W pamięci na długo pozostaną również pierwsze akcje do Wysokiej, Bandzioch Kominiarski od górnego otworu, Nad Kotliny i oczywiście Mała w Mułowej.
Złowrogo brzmiący dźwięk śmigłowca w mroźny styczniowy poranek 2004... wtedy to dotarły do mnie szczątkowe informacje że coś dzieje się niedobrego... wszyscy byli gotowi żeby wtedy pomóc, ale jedynie co można było zrobić to czekać... Straciłem wtedy czwórkę przyjaciół... Ania która była niedoścignionym wzorem postawy w górach... Piotrek – współtowarzysz z kursu... oraz Magda i Iwo...
Fascynacja górami pozostała. Zmienił się tylko sposób patrzenia na Tatry już nie tylko jako arena sportowa. Znalazł się czas na spokojne obcowanie z przyrodą. Zauroczyły mnie Tatry Zachodnie, to one są głównym celem moich wędrówek. W góry zacząłem zabierać aparat fotograficzny, z którym aktualnie coraz rzadziej się rozstaje.
W tym miejscu powinienem chyba opisać swoje sukcesy fotograficzne, czy tez osiągnięcia.
Największym sukcesem jest próba pogodzenia swoich pasji z wychowaniem dwóch synów... :)